Tradycja tkania dywanów liczy sobie setki, a właściwie tysiące lat. Początki ich wytwarzania sięgają przełomu III i II wieku przed naszą erą i właściwie od tego czasu dywan w tej czy innej formie zawsze jest obecny w naszych domach. Początkowo były wyplatane z barwionej owczej wełny, dziś częściej spotyka się te z tańszych i bardziej wytrzymałych tkanin sztucznych, takich jak nylon czy poliester. Nikt chyba jednak nie spodziewał się dywanów tworzonych z papieru.

Tymczasem nam udało się właśnie takie znaleźć, w pracowni Lisy Nilsson. Trzeba pamiętać, że ważną funkcją dywanu – oprócz „odgrodzenia się’ od zimnej podłogi, była dekoracja wnętrza. I właśnie w tym kierunku idzie twórczość Lisy – wykonane w technice quillingu prace wręcz onieśmielają swoją precyzją.

Quilling to średniowieczna sztuka, którą praktykowano głównie w klasztorach. Pisaliśmy o niej na naszym blogu jakiś czas temu. Lisie najbardziej podobały się zwinięte paski papieru, których krawędź była pokryta złocistą farbą. „Później, kiedy zaczęłam bardzo interesować się tym tematem dowiedziałam się, że zakonnice i bracia klasztorni niekiedy używali do quillingu kart z Biblii – jej złocone krawędzie dawały właśnie taki efekt. Spodobała mi się ta technika i zaczęłam jej używać również w swoich pracach. Zaczęłam łączyć japoński papier z włókien morwy z papierem ze starych książek, które miały złocony brzeg kartki. Pokochałam to połączenie kolorów i faktur, a także sposób, w jaki papier zachowuje się pod moimi placami, kiedy go roluję”.

Zapytana o swoje prace Lisa mówi, że przede wszystkim są niesłychanie czasochłonne. Tworzenie każdej z nich zaczyna się od rysunku. Następnie, kolejne elementy przytwierdzane są za pomocą szpilek do cienkiego styropianu. Kolejne elementy zaczynają tworzyć docelowy kształt. „Pracuję zawsze od środka do zewnątrz. Czasem samo przytwierdzanie detali do styropianu zajmuje mi kilkanaście dni. Kiedy uznaję, że kształt jest skończony, pokrywam brzegi klejem i czekam, aż rezultat będzie zadowalający, a więc części skleją się na tyle, żeby utrzymać kształt bez pomocy szpilek.

Lisa nie ma swojego ulubionego rodzaju papieru. „Myśląc o kolejnej realizacji lubię mieć przed sobą przynajmniej kilkanaście różnych rodzajów materiału. Dzięki temu mogę wybrać ten, który najlepiej pasuje do konkretnej funkcji – czy ma być to detal, a może duży element? Często wypróbowuję kilka rodzajów papieru, zanim znajdę ten właściwy”.

Artystka dodaje, ze woli, aby jej twórczość była odbierana bardziej jako rzeźba, niż obraz. „Z tego powodu w galeriach nie wieszam moich prac, a kładę je na płasko na ekspozytorach. Z tej perspektywy można więcej zobaczyć” – podkreśla.

Zagłębienie się w detale dzieł Lisy to prawdziwa uczta dla oka. Jak Wam podoba się ta technika? Komentujcie na naszym profilu na Facebooku!